Jesień w moim ogrodzie

Każda decyzja wiąże się z nieprzewidzianymi konsekwencjami różnego typu.

Można gdybać co się wydarzy, jakie reakcje wywoła lub co przyniesie w wyniku, ale nie wszystko można wziąć pod uwagę i nie wszystko przewidzieć.
Podejmowanie decyzji u mnie to długi proces, w którym staram się przewidzieć wszystko lub prawie i w ciągu, którego biorą udział często różne i sprzeczne między sobą emocje.


A mówimy tylko o wyściółkowaniu ogródka.

Zgodnie ze sztuką 'wykorzystuj co masz wokół’ stwierdziłam, że wezmę liście, które zebrała moja sąsiadka i wyściółkuję nimi mój ogródek.
Z jednej strony pamiętam, że w zeszłym roku liście, grubą warstwą położone na trawnik, zniszczyły go. Z drugiej wszyscy ogrodnicy, którzy promują naturalne metody uprawiania ziemi, proponują wyściełać liśćmi rabaty lub/i generalnie nie pozbywać się ich.
Ponieważ bardzo chciałabym pozbyć się niektórych roślin z mojego ogródka, wyścieliłam go liśćmi z nadzieją, że zrobią z nimi to, co zrobiły z trawnikiem. Jednocześnie w niektórych miejscach być może będzie się utrzymywała większa wilgoć, a na pewno ziemia będzie bardziej wzbogacona.

Mój ogródek jest niewielki, ale nawet na tych 11 metrach kwadratowych widać trzy różne strefy. Zobaczymy, jak po tej zimie i po tej warstwie liści, będą wyglądały.


Drugi ogródek wyściółkowałam po całości – by zagłuszyć trawę pod przyszłoroczne nasadzenia.


Jest jeszcze mniejszy, ma jakieś 7,5m2. Należy do terenu mojej wspólnoty i już dwa razy sąsiadka (inna niż poprzednio) zabroniła mi w nim działać, bo jej syn, bo ogród 'zawsze’ był pod ich opieką…bla bla bla. Nic w nim nie robili nigdy.


Niemniej jednak otwierają okna, słyszą co się dzieje pod nimi, czują zapachy i to mnie zatrzymywało. Przynajmniej na chwilę.


Potem przyszedł wstyd, bo moje praktyki ogrodowe są zupełnie na przekór 'modzie gołej ziemi’ i estetycznie różne od wyborów mieszkańców mojego podwórka. W głowie co prawda kołaczą mi myśli 'a kogo to obchodzi?’ albo 'tamta swój ogród to jeszcze gorzej zaniedbała’ ale nie pomagają mi one pozbyć się wstydu, że działam inaczej i wyniki mam 'zdziczałe’.


Kropkę nad i postawił przyjazd śmieciarki. Wyskoczyłam w pidżamie (dobrze, że sypiam w dresie) na podwórko o 7. rano i zatrzymałam Pana od Śmieci od zabrania worów z liśćmi. Miały być zabrane w piątek. Już nie będą. Decyzja podjęta. Kolejne dwa ogródki wyściełane. (W międzyczasie zagadnęłam, trzecią w tej opowieści, sąsiadkę czy mogę wyściółkować jej ogródek i się zgodziła).
Pełen sukces po kilkudziesięciu godzinach rozterek.

Ale ale…
Jak to ma się zadziać?
Analogicznie do lasu, gdzie liście spadają na zimę na ziemię (igły też, ale w innym rytmie) zostawiamy opadłe z naszych drzew liście. Pod wpływem jesiennej wilgoci, zimowego chłodu i generalnie obumierania, te resztki organiczne, przetworzone przez mikroorganizmy i grzyby, staną się ziemią, tzw. ziemią liściową. Swego rodzaju kompostem, jego odmianą, najłatwiej chyba dostępną w mieście i to za darmo (jak się człowiek wczesnym rankiem lub późnym wieczorem zakradnie do sąsiada co zgrabił).


Skąd zbierać liście?
Z pod chorych drzew >> w liściach zimują szkodniki i patogeny, które te drzewa zaatakowały. Z trawników, bo przy rozkładzie cala trawa pod nimi obumiera, pod ich ciężarem, wilgocią i przy działaniu w/w organizmów biorących udział w rozkładzie.
Liście spod chorych drzew powinny być wywiezione, by nie rozprzestrzeniać choroby. Liście z trawnika natomiast będą świetne jako wyściółka.


Taka pokrywa pozwala utrzymać wyższą, niż zimowe otoczenie, temperaturę gleby i rośliny lepiej zimują. Bo – w zależności od rośliny, ale jednak – korzenie rosną cały czas, spowalniając jedynie na miesiące ciemne i zimne lub gdy osiągną swój maksymalny wiek.

Zachęcam, namawiam, wiercę dziurę w brzuchu: przypatrzcie się, skąd możecie zgrabić liście i na grządki je wrzućcie 🙂

Agata M Kwiatkowska
na okładce wpisu zdjęcie autorstwa Noah_Diamond z flickr