wintersowing

Wintersowing – Zimowe sianie

Metoda dla osób, które same chcą wyhodować swoje rośliny i którym dodatkowo się do tego spieszy 😉 a tak na poważnie to sposób stosowany przez większych hodowców roślin już od wielu lat. Używany przez nich na większą skalę pozwala proponować kupującym dojrzałe już rośliny (sadzonki, kłącza) w szybszym czasie niż to 'normalnie’ przebiega. W domowym zaciszu może wyjść różnie, ale warto spróbować.

W wielkim uproszczeniu chodzi o stworzenie malutkiej szklarenki na jeden gatunek rośliny. Można użyć do tego 5.litrowych butelek po wodzie (do picia czy destylowanej) albo doniczki z wypukłą, przeźroczystą przykrywką. W taki pojemnik trzeba wsypać minimum 10cm podłoża (po wysokości) i przykryć czymś przejrzystym co by światło padało na to podłoże. I dno, i przykrywka powinny mieć dziury by wilgoć krążyła swobodnie w tym mini-ekosystemie. I już. Podobno można taką szklarenkę, z wysianymi roślinami, zostawić gdziebądź na dworzu* i o niej zapomnieć (wcześniej jednak pamiętając by postawić ją w miejscu gdzie deszcz będzie miał możliwość na nią padać).

Kiedyś taką konstrukcję budowało się z pełnoprawnych materiałów i nazywało 'inspektem’. Dziś wystarczy cokolwiek co spełnia wymagania: wysoki na min 30cm, przenośny i przeświecający co oznacza, że można użyć nawet większych woreczków strunowych 😮

Zapoznałam się z tym sposobem hodowli roślin dopiero w zeszłym roku. Podobno szał na tę metodę pozyskiwania własnych sadzonek zaczął się w Polsce już gdzieś tak w 2021 roku, ale ja poznałam ją oglądając Instagrama. Dokładniej angielskojęzyczny profil niejakiej Elizabeth @wintersowing. Autorka podkreślała, że sieje swoje rośliny już w styczniu***. Idąc jej tropem, poszukując dodatkowych informacji na ten temat, dobrałam odpowiednie nasiona i już 22 stycznia miałam wysiane 3/4 przygotowanego materiału. Fakt: nie mogłam się doczekać, więc pozbierałam zewsządbądź plastikowe butelki, przygotowałam je przecinając na pół i wypalając w nich dziury-odpływy, i zastawiłam balkon jak na załączonym obrazku.

Wnioski wyciągam takie:

  1. dzikie rośliny wschodzą łatwiej;
  2. to co zebrałam własnoręcznie miało większe szanse na wyrośnięcie i faktycznie te rośliny bujnie się już rozrosły;
  3. warto przygotować odpowiednio podłoże – ja wzięłam jakie miałam, stąd niektóre z nasion nie miały możliwości wyrośnięcia, bo gęstość podłoża, jego podatność (bądź nie) na trzymanie wilgoci okazały się bardzo ważne;
  4. nie zawsze trzeba ogarniać mniej lub bardziej wyszukane metody – taki np. krwawnik w szklarence nie wzrósł wcale, ale już nasiona pozostawione w zaniedbanej doniczce, wiszącej sobie otwarcie na balkonie przez całą zimę, wyrosły bez problemu;
  5. werbena mi nie wzrosła, jeżówka też nie…pomimo sprawdzenia, które nasiona potrzebują stratyfikacji nie wszystkie przeszły pomyślnie ten zabieg; Pytanie: czy wszystkie potrzebowały stratyfikacji czy może niektóre jednak skaryfikacji?**
  6. warto znaleźć dobrego dostawcę i trzeba dobrze cyrklować, nie sprawdzili mi się ani najbardziej znany polski producent ani też domorośli sprzedawcy z wesołego portalu;
  7. nie ma się co spieszyć; styczeń to jednak czas ogrodowego lenistwa 😉 >> w drugim rzucie (siałam tydzień przed świętami Wielkanocnymi) rośliny wzeszły w trymiga 🙂

* błąd językowy przyjmowany jako 'poprawny regionalizm’
** Stratyfikacja >> imitowanie zimowego spoczynku nasion poprzez przechowywanie ich w niskiej temperaturze i wilgotności. Skaryfikacja >> uszkodzenie lub zmiękczenie zewnętrznej powłoki nasiona, np. poprzez zarysowanie lub zastosowanie kwasu, co ułatwia dostęp tlenu i wody.
*** dopiero pisząc ten tekst dotarło do mnie, że dziewczyna mieszka w strefie 8a, a więc cieplejszej niż to moje gdańskie 7a, stąd styczeń był dla niej jak dla mnie, powiedzmy, marzec :/

Agata M Kwiatkowska